top of page

Warszawa przed "Burzą"

           Każdy dzień przynosił wiadomości budzące w sercach nadzieję. 3 lipca 1944 roku wojska niemieckie wycofały się z Mińska, 8 lipca opuściły Baranowicze, a 9 – Lidę. W ciągu trzech tygodni front wschodni przesunął się o 400 kilometrów; wieści z Zachodu również były pomyślne. Niemcy wycofywali się na całej linii, na niektórych odcinkach ruchy ich wojsk miały charakter ucieczki.

            Narady dowództwa IV Rejonu u majora „Zagończyka” rozpoczynały się zwykle wymianą nieoficjalnych informacji, zasłyszanych w zagranicznych radiostacjach. Lądowanie wojsk amerykańskich i brytyjskich w Normandii zakończyło się 6 lipca pełnym sukcesem, 1200 jednostek bezpiecznie przekroczyło kanał La Manche i wkroczyło na teren Francji. Na Bałkanach dotychczasowi sojusznicy: Rumuni, Węgrzy i Bułgarzy mieli coraz mniej ochoty na współpracę z Niemcami. Waleczna partyzantka jugosłowiańska toczyła zwycięskie bitwy. Trzecia Rzesza ze wszystkich stron brana była w kleszcze i chyliła się ku upadkowi. Nastroje w Warszawie były optymistyczne, niemal wszyscy wierzyli w zwycięstwo i tylko nieliczni stawiali pytanie: Jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość?

            „Polacy pałali chęcią zemsty za lata upokorzeń, za krzywdy, których doznał nasz naród i za miliony pomordowanych rodaków – pisał Jan Nowak-Jeziorański. – Nie było warszawskiej rodziny, która w latach wojny nie straciłaby kogoś bliskiego. Zwłaszcza wśród młodzieży zapał do walki był olbrzymi”.

            Przeciętny żołnierz AK, pochłonięty służbą i obowiązkami, nie dyskutował, obce mu były dylematy: „bić się czy nie bić”. „Po prostu nie mieliśmy na to czasu” – wspominał rotmistrz. Bataliony „Zośka” i „Parasol” wyjechały na ćwiczenia w lasach pod Wyszkowem, inne oddziały i „Szare Szeregi” organizowały zajęcia szkoleniowe w okolicach podwarszawskich. Tymczasem losy Powstania Warszawskiego, a więc i Polski, rozstrzygały się na międzynarodowych konferencjach, w zaciszach gabinetów i podczas spotkań wielkich tego świata.

            Czy wypędzenie Niemców i wejście na ziemie polskie wojsk sowieckich oznaczać będzie wolność, czy też nową okupację?

Konferencja w Teheranie w 1943 roku; Stalin, Roosevelt, Churchill

Już w listopadzie 1943 roku w Teheranie Franklin Delano Roosevelt, Winston Churchill i Józef Stalin ustalili, że sowiecka Rosja zatrzyma zdobycze terytorialne na wschodzie z 1939 roku, co dla Polski oznaczało utratę Wilna i Lwowa. W zamian za to Polska otrzyma ziemie na zachodzie i część Prus Wschodnich. Mimo presji Anglików polski rząd nie zaakceptował tego planu. Stalin, mając do dyspozycji niezliczone własne dywizje i osiemdziesięciotysięczną Pierwszą Armię Wojska Polskiego generała Berlinga, nie krył, że zamierza osadzić w Polsce własny „w pełni demokratyczny rząd”, złożony w większości z członków komunistycznego Związku Patriotów Polskich. Brytyjski premier ostrzegł, że jest „rzeczą niewyobrażalną”, by Wielka Brytania i USA weszły w konflikt z sowiecką Rosją z powodu Polski. Premier polski Stanisław Mikołajczyk z kolei próbował bezskutecznie nawiązać rozmowy ze Stalinem w Moskwie. ZSRR nie zamierzał współpracować z rządem londyńskim ani z Armią Krajową.

          17 lipca 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła linię Bugu i weszła na przedwojenne ziemie polskie. Kilka dni później do Lublina ściągnięto członków PKWN, którzy przystąpili do tworzenia polskiej administracji. Po wyzwoleniu kolejnego regionu Sowieci rozbrajali oddziały AK, szeregowych wcielali do armii generała Berlinga, a oficerów aresztowali. Taki los spotkał oddziały AK we Lwowie i Wilnie. Przebywający na emigracji Wódz Naczelny generał Kazimierz Sosnkowski ostrzegał: „Niebawem na teren Polski może spłynąć 130 dywizji niemieckich, które będą zacięcie broniły dostępu do swego kraju. Trudno wyobrazić sobie opanowanie większego obszaru na czas dłuższy niż parę dni. Podjęcie walki może doprowadzić do powszechnej rzezi ludności polskiej”.

Warszawa tymczasem przygotowywała się do walki. Do oddziałów codziennie zgłaszali się nowi ochotnicy, gotowi wziąć udział w powstaniu, o którym było coraz głośniej. Nienawiść do Niemców była powszechna.

            „Młodszych odsyłałem do «Szarych Szeregów» lub służb pomocniczych – wspominał rotmistrz. – Tych, którzy mieli walczyć, kierowałem na szkolenia różnego typu: strzeleckie, saperskie, motorowe, sanitarne, łączności. Każdego ze swoich przyszłych żołnierzy chciałem poznać osobiście”.

            Powstanie miało być zaskoczeniem dla Niemców. O rozpoczęciu otwartej walki nie mogło być mowy. Decydować miały pierwsze godziny. Tak jak kiedyś, podczas powstania styczniowego w 1863 roku, najpierw trzeba było zdobyć broń na przeciwniku. Komenda Główna AK wyznaczyła obszary zgrupowań. Dowództwo nad IX Zgrupowaniem, obramowanym ulicami: Grzybowska, Królewska, Marszałkowska, Świętokrzyska, Nowy Świat, Aleje Jerozolimskie i Bagno do placu Grzybowskiego, objął rotmistrz Leliwa-Roycewicz, a nad Zgrupowaniem X w rejonie ulic Żelazna, Okopowa, Nowolipie, Leszno, plac Bankowy, Graniczna i plac Grzybowski – porucznik „Ostoja”.

Gmach PKO, zdjęcie z 1940 roku

            Pierwsze zadanie, jakie otrzymali dowódcy zgrupowań, to dokładne rozeznanie powierzonych im dzielnic, zdobycie planów najważniejszych gmachów zajętych przez Niemców oraz informacji o stacjonujących tam załogach. Przez wiele tygodni łączniczki batalionu obserwowały wytypowane budynki administracji niemieckiej, notując, ilu jest żołnierzy, jak są uzbrojeni, kiedy następują zmiany wart itp.

Pod koniec maja 1944 roku gotowy był raport dotyczący dziesięciu obiektów pozostających przez wiele miesięcy pod obserwacją. W dniu wybuchu powstania miały one zostać zaatakowane w pierwszej kolejności. Na terenie IX Zgrupowania były to:

– PAST-a – budynek Centrali Telefonicznej (dawny Cedergren);

– ulica Zielna;

– MZK – Miejskie Zakłady Komunikacyjne – róg ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej;

– radio przy ulicy Zielnej;

– Gmach PKO – róg ulic Świętokrzyskiej i Jasnej;

– Prudential – plac Napoleona, róg Świętokrzyskiej;

– Poczta Główna – plac Napoleona, róg ulicy Wareckiej;

– Koszary Sonderdienstu – ulica Moniuszki;

– Koszary Własowców w gimnazjum im. Górskiego – ulica Górskiego;

– Komisariat policji – ulica Szpitalna. 

          „Na odprawach zwracałem uwagę na przygotowanie, żeby w godzinie «W» działać według planów, a nie improwizować. Do ataków na poszczególne obiekty wyznaczone zostały wcześniej odpowiednie liczby plutonów z uwzględnieniem przydziału broni i amunicji. Nasz plan przewidywał, że w przypadku powodzenia jakiejś akcji żołnierze natychmiast włączają się do walki na sąsiednim obiekcie, udzielając pomocy kolegom. W tym celu zorganizowany został odpowiedni system łączności między oddziałami”.

            Wcześniej wyznaczono punkty dowodzenia i kwatery wyczekiwania. Każdy musiał znać drogę do miejsca zbiórki. Kwatera dowódcy znajdowała się na pierwszym piętrze w domu na rogu ulic Jasnej i Świętokrzyskiej w biurze inżyniera Stanisława Grabianowskiego.

            Wszystko opracowano w najdrobniejszych szczegółach. Plan walk został zatwierdzony na jednej z ostatnich odpraw szefa sztabu majora „Woli”.

            27 lipca obwieszczenia i uliczne megafony ogłosiły, że wszyscy mieszkańcy Warszawy w wieku od 17 do 65 lat mają się stawić z łopatami do kopania umocnień nad Wisłą. Dowództwo AK obawiało się, że może to być pułapka. Aresztowanie lub zatrzymanie stu tysięcy dorosłych mężczyzn oznaczałoby sparaliżowanie powstania. Warszawiacy zbojkotowali więc zarządzenie władz i nie stawili się na roboty. 28 lipca Dowództwo AK ogłosiło pogotowie. Oddziały otrzymały rozkaz stawienia się w wyznaczonych wcześniej miejscach. Do godziny dwudziestej wszystkie kwatery wyczekiwania Batalionu „Kiliński” były wypełnione wojskiem.

           „Byłem dumny ze swych żołnierzy – napisał rotmistrz Roycewicz – gdyż wykazali należytą sprawność, chociaż byli szkoleni i przygotowywani do działań w innych warunkach. Alarm 28 lipca wykazał, że batalion śmiało i z wielkim zapałem przystąpi do walki. Poleciłem wydać biało-czerwone opaski z literami AK, z godłem państwowym i numerami plutonów. Opaski miały być noszone na lewym przedramieniu, powyżej łokcia, jako oznaka żołnierza Armii Krajowej, stosownie do konwencji międzynarodowej”.

            Poszczególne plutony otrzymały oddzielne numery, ponieważ – według przewidywań Naczelnego Dowództwa – w warunkach walk ulicznych miały być samodzielnymi jednostkami operacyjnymi.

            Miasto zmieniało wygląd. Przed wieloma budynkami administracji niemieckiej pojawiły się zasieki z drutu kolczastego, worki z piaskiem, dodatkowe umocnienia; okna zabijano grubymi deskami lub zamurowywano. Czyżby spodziewano się ataku ?

            Jednocześnie toczyła się wojna propagandowa. Na ulicach rozdawano bezpłatnie „gadzinówki”, czyli niemieckie gazety wydawane po polsku, na murach miasta wisiały propagandowe plakaty ostrzegające Polaków przed „komunistyczną zarazą”. Z kolei Polska Partia Robotnicza wydała odezwę wzywającą do samorzutnego powstania: „Ludu Warszawy! Do broni!”. Nocami z samolotów zrzucane były ulotki podpisane przez generała Rolę-Żymierskiego. Radio moskiewskie nadało hasło: „Milion mieszkańców Warszawy niechaj stanie się milionem żołnierzy”. Natomiast samozwańczy generał Julian Skokowski, komendant Polskiej Armii Ludowej, rozpuszczał fałszywe wiadomości o ucieczce dowództwa AK ze stolicy.

Depesza-szyfr z 25 lipca 1944 podpisana przez gen. Sosnkowskiego

          Warszawiacy sceptycznie odnosili się do tych rewelacji. Jeśli coś ich interesowało, to przede wszystkim to, czy Adolf Hitler przeżył zamach, do którego doszło kilka dni wcześniej.

          Losy Powstania Warszawskiego ważyły się – być może – do ostatniej chwili. Kilka miesięcy wcześniej obowiązywała zasada, że wszelkie działania w ramach akcji „Burza” będą prowadzone poza terenami dużych miast. W miarę upływu czasu koncepcja ta uległa zmianie. Generałowie Pełczyński i Okulicki oraz komendant Okręgu Warszawskiego pułkownik „Monter” Chruściel zaczęli twierdzić, że tylko przejęcie władzy w stolicy może być gwarantem naszej niepodległości, pokaże bowiem światu, że Polacy sami wywalczyli sobie wolność. Pułkownicy Bokszczanin, Iranek-Osmęcki i Muzyczka zgłaszali jednak „uwagi i zastrzeżenia”. 31 lipca rano odbyła się rutynowa odprawa w komendzie głównej, po południu niespodziewanie została zwołana druga, podczas której pułkownik „Monter” oznajmił, że podobno na Żeraniu widziano sowieckie czołgi. Generał Bór-Komorowski za zgodą delegata rządu inżyniera Jankowskiego wydał rozkaz o rozpoczęciu powstania: 1 sierpnia o godzinie 17. Decyzja ta i tryb jej podejmowania do dzisiaj jest przedmiotem dyskusji i sporów.

           Batalion „Kiliński” wystawił do powstania 8 kompanii i 14 plutonów. W skład IX Zgrupowania wchodziły:

1. kompania – plutony 163, 164

2. kompania – plutony 165, 167

3. kompania – pluton 166

4. kompania – pluton 168

            Całe uzbrojenie IX Zgrupowania to: 1 „piat” i 8 sztuk amunicji, karabiny – 80, pistolety maszynowe – 9, pistolety – 100, granaty – 100, filipinki – 200, butelki zapalające – 460. Tuż przed godziną „W” – zgodnie z rozkazem dowództwa – oddziałom na Woli przekazano trzy ręczne karabiny maszynowe. Wcześniej część zapasów przepadła po „wpadce” magazynu przy ulicy Żelaznej. Broni starczyło tylko dla 15 procent żołnierzy.

            W niektórych oddziałach sytuacja wyglądała jeszcze gorzej – tylko 8 procent miało broń. Do walki z okupantem AK rzuciła 32 500 żołnierzy w stolicy i 4000 w obwodzie podmiejskim. Oddziały powstańcze miały 20 cekaemów, 94 erkaemy, 420 pistoletów maszynowych, 2500 pistoletów, 1475 karabinów, 25 000 granatów. W trakcie walk i dzięki zrzutom stan uzbrojenia zwiększono o 20 procent.

            Jeszcze tego samego dnia wieczorem setki łączniczek rozbiegły się po mieście, roznosząc rozkaz o godzinie „W”. Ze względu na godzinę policyjną nie dotarł on do wszystkich, niektóre oddziały otrzymały go dopiero 1 sierpnia przed południem i nie zdążyły na miejsce zbiórek. Na 58 000 żołnierzy Okręgu Warszawskiego AK (w tym Kedyw i służby pomocnicze) walczyło 36 500. Ponadto do powstania przystąpiło 1656 żołnierzy Armii Ludowej, 700 – Narodowych Sił Zbrojnych, 120 – Polskiej Armii Ludowej związanej z PPS oraz jeden pluton Żydowskiej Organizacji Bojowej pod dowództwem porucznika Icchaka Cukiermana, a także grupy granatowych policjantów, którzy już wcześniej należeli do konspiracji. Komendzie AK podporządkowały się Oddziały Wojskowe Korpusu Bezpieczeństwa, Oddziały Wojskowe pogotowia Polskich Socjalistów i dwa bataliony Narodowej Organizacji Wojskowej. W drugiej fazie walk dołączyli również żołnierze Pierwszej Armii WP generała Berlinga.

            Strona niemiecka dysponowała 13 000 żołnierzy w początkowej fazie powstania: Wehrmacht – 5500, SS i policja – 4300, Luftwaffe z artylerią przeciwlotniczą – 1300, do tego jednostki 9. Armii, w tym pododdziały Dywizji Herman Goering – 960. W drugiej fazie liczba żołnierzy wzrosła do 20 000.

            Batalion „Kiliński” czekało trudne zadanie – przyszło mu walczyć na jednym z najważniejszych strategicznie punktów na mapie miasta, na skrzyżowaniu arterii północ–południe (Marszałkowska–Aleje Jerozolimskie), obejmującym także most Poniatowskiego. Niemcy mogli rzucić tu swe główne siły. Mimo to zarówno żołnierze, jak i ich dowódca nie dopuszczali do siebie myśli o klęsce.

            „Rotmistrz święcie wierzył w zwycięstwo – opowiada jego siostrzenica Iwona Jaranowska-Kaiser. – Był przekonany, że łatwo i szybko zwyciężymy. Kilka dni i Warszawa będzie wolna. Tuż przed wybuchem powstania sprowadził do stolicy wszystkie meble i obrazy. Zastanawiał się, jak rozplanować swoje warszawskie mieszkanie. Tym samym transportem miał zamiar sprowadzić także swoich najbliższych. Na szczęście rodzina została na prowincji”.

bottom of page